Agnieszka Żurek
laureatka II lokaty XLVI OLiJP
uczennica klasy drugiej
XII LO im. Bolesława Chrobrego we Wrocławiu
Za motto niech posłuży tytuł książki Brunona Bettelheima o baśniach: Cudowne i pożyteczne. Tak, baśnie są cudowne, o czym przekonał się każdy, kto zaczął je czytać we właściwym wieku, a ich pożyteczność możemy uznać, przeglądając choćby pobieżnie dzieje literatury: bez nich nie powstałoby wiele znakomitych dzieł, a wiele innych utraciłoby swój czar i potęgę.
Baśnie zaspokajają dwa odwieczne pragnienia ludzkości: głód piękna i głód sprawiedliwości. Zauważmy jednak, że podobne funkcje spełniają i inne gatunki: legendy, mity, a nawet historie świętych. Niekiedy bardzo trudno wyznaczyć między nimi granicę, a najtrudniej dokonać tego w epokach z natury swej zanurzonych w cudowności (przede wszystkim w średniowieczu i romantyzmie). Dlatego od razu zaznaczam, że nie będę zajmować się utworami operującymi wyłącznie materią legendarną czy mityczną, nie unikam natomiast tych, w których wątki legendarne mieszają się z baśniowymi.
W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że pisarze i poeci wykorzystują baśnie na trzy sposoby: po pierwsze – włączając konkretne utwory w tok fabuły, często interpretując wątki i postaci w sposób diametralnie odmienny od przyjętego powszechnie, modyfikując styl i środki wyrazu; po drugie – poruszając ogólne schematy czy toposy baśniowe dla wykreowania nowej fabuły; a wreszcie – tworząc jedynie bliżej nieokreśloną atmosferę, w której zaciera się rozróżnienie między rzeczywistością a sennym – czy właśnie baśniowym – marzeniem.
Pierwszy sposób widoczny jest np. w monumentalnym i niemal zapomnianym (poniekąd słusznie) dziele dziewiętnastowiecznego poety Wojciecha Dzieduszyckiego Baśń nad baśniami. Autor usiłował zebrać podania i legendy o początkach Polski. Pierwsza księga rozwija jednak wątek baśni zapisanej u braci Grimm jako Jednooczka, Dwuoczka i Trójoczka (jakkolwiek tak frapujący motyw oczu u Dzieduszyckiego wcale się nie pojawia) – pogardzona i odtrącona pasierbica sadzi ze szczątków magicznego zwierzęcia drzewo rodzące złote jabłko, i dzięki niemu poślubia króla.
Bardziej kreatywny zabieg obserwujemy w Podróżach Sindbada Żeglarza Bolesława Leśmiana. Poeta przekształca popularny fragment Baśni tysiąca i jednej nocy. Przyczyną, dla której bohater wyrusza w kolejne wyprawy stają się tu podstępy diabła morskiego i chęć ucieczki przed wujem Tarabukiem, komicznym grafomanem przekonanym o wspaniałości swych wierszy.
Z większą powagą, acz nie bez dystansu, wykorzystuje znane baśnie Hanna Krall w opowiadaniu Co się stało z naszą bajką. Bohaterowie negatywni i znienawidzeni – wilk oraz czarownica – zmawiają się, by przerwać dręczący kołowrót – nie zjadać siedmiu koźlątek, nie próbować więcej upiec Jasia i Małgosi. Okazuje się, że matka koza nie mogąc już ratować swych dzieci traci sens życia i gwałtownie domaga się od wilka, aby jednak połknął koźlątka. Jest to maska dla wielu ludzkich spraw – tak jak bez czarownicy nie będzie Jasia i Małgosi, tak bez cierpień i przeszkód nie będzie życia, które warto by było przeżyć.
Można dodać, że w tym nurcie – przekształcania, modyfikowania i odwracania konkretnych utworów – mieści się wiele współczesnych filmów, ukazujących w nowym (czasem komicznym, czasem wręcz absurdalnym) świetle postaci Królewny Śnieżki czy Śpiącej Królewny.
Drugi sposób, gdzie wykorzystuje się ogólne motywy, nastręcza trudności z określeniem, czy dany utwór przybiera tylko konwencję baśniową, czy sam jest baśnią. Trudno definiowalne są m.in. średniowieczne romanse rycerskie, na przykład utwór Hartmanna von Aue Biedny Henryk. Tytułowy bohater, niegdyś zwycięzca turnieju, teraz dotknięty trądem, dowiaduje się, że uleczyć go może tylko krew dziewicy. Odrzuca wspaniałomyślną ofiarę zakochanej w nim wiejskiej dziewczyny, a w nagrodę zostaje całkowicie uzdrowiony i poślubia ją. Warto zwrócić uwagę na magiczną moc krwi dziewicy lub dziecka – współcześnie odnajdujemy ten motyw np. w filmie Labirynt fauna.
Także najwybitniejsi twórcy wykorzystują baśniowe schematy. Szekspir w Królu Learze każe trzem księżniczkom odpowiadać na pytanie ojca, jak bardzo go kochają. Kordelia, właśnie z powodu głębi swego uczucia, nie umie znaleźć porównania i zostaje wygnana. Czyż nie podobny los spotyka królewnę w baśni Grimmów, kiedy na analogicznie pytanie odpowiada: „kocham mego ojca jak sól” (bo bez soli wszystko traci smak)? Takie nawiązania stanowią nieodzowną część uniwersum dramatów Szekspirowskich: Burzy, Snu nocy letniej, Makbeta, a nawet – choć przykład jest mniej oczywisty – Ryszarda III.
Szekspir był jednym z mistrzów wielkich dramatopisarzy doby romantyzmu. Słowacki, idąc za jego przykładem, nieustannie gra motywami baśniowymi nie tylko w Balladynie, ale także w Lilli Wenedzie. Lilla zobowiązuje się przed Gwinoną trzy razy ocalić życie ojcu – w związku z tym trzy razy podejmuje wymagającą niemal nadludzkich mocy próbę, której stawką jest nie tylko wolność ich obojga, lecz także przetrwanie całego narodu. Innym toposem wykorzystanym w tym utworze jest magiczny instrument, w którym zaklęty jest ludzki los – harfa Derwida. Wszystko to buduje niezwykły nastrój i ujawnia symboliczną naturę przedmiotów i postaci.
Współczesną odmianą baśni jest fantastyka. Konwencja baśniowa jest jednym z jej wyróżników, zarówno w utworach fantasy, jak i niekiedy w science fiction. Stanisław Lem wykorzystuje tę konwencję m.in. w Bajkach robotów czy w Cyberiadzie, gdzie dzielni konstruktorzy Trurl i Klapaucjusz przypominają kosmicznych błędnych rycerzy i gromią mechaniczne potwory niczym Szewczyk Dratewka smoka wawelskiego (choć równie często sami je stwarzają). Moim zdaniem jednak najpełniejszy wyraz i najpiękniejszą formę motywów baśniowych można znaleźć u Johna R. R. Tolkiena, zwłaszcza w jego opus magnum – Silmarillionie. Do stworzenia tej wspaniałej wizji historii Śródziemia Tolkien wykorzystał – oprócz Biblii i takich dzieł, jak obie Eddy, Beowulf, Kalevala – również baśnie. Przykładem niech będzie historia Berena i Luthien, będąca także przedmiotem młodzieńczych, w większości nie przetłumaczonych na język polski, utworów: The Tale of Tinuviel i The Lay of Leithian. Obdarty, pozbawiony domu i rodziny śmiertelnik staje przed potężnym królem elfów i prosi o rękę jego jedynej córki. Król, jak w baśni, nie odmawia, ale najpierw żąda niemożliwego – przyniesienia mu klejnotu z korony Władcy Ciemności, klejnotu strzeżonego przez nieprzeliczone armie w niezdobytej fortecy. (Czy nie takimi samymi przedmiotami są: żywa woda, pióro z ogona gryfa i trzy włosy diabła?) Jak w baśni, śmiertelnik przechodzi próbę z pomocą magicznych stworzeń i otrzymuje swoją nagrodę.
Bywają także utwory, gdzie trudno czy wręcz nie sposób wskazać konkretny motyw zaczerpnięty z baśni, a jednak cała fabuła przesycona jest jej czarem. Za taką można uznać ogromną część spuścizny poetów romantycznych, ale posłużę się przykładem z innej epoki – dramatem Jerzego Szaniawskiego Ptak. Burmistrz i radcy zupełnie zwykłego miasteczka zmagają się z niezwykłym problemem – jak skłonić do pracy geometrę, który ma wyznaczyć granicę między ich przedmieściem a bajką? Skutkiem jego zaniedbania ludzie należący do bajki zakłócają spokój owego miasteczka. – czy można za takiego uznać studenta, który wypuszcza tytułowego ptaka po to tylko „żeby było ładnie, żeby było wesoło” i niejako mimo woli uwodzi przy tym piękną burmistrzankę?
Atmosferę baśni zniszczonej, w którą brutalnie wtargnęło życie, zmieniając ją w senny koszmar, można odnaleźć w niektórych utworach z okresu wojny lub powojennych, np. w wierszach Tadeusza Gajcego czy fragmentach prozy poetyckiej Zbigniewa Herberta. Przykładem niech będzie cytat z utworu Kraj: „Na samym rogu tej starej mapy jest kraj, do którego tęsknię (…) Niestety, wielki pająk rozsnuł na nim swą sieć i lepką śliną zamknął rogatki marzenia”.
Można chyba, nie obawiając się popadnięcia w przesadę, stwierdzić, że twórcy wszystkich epok odwołują się do baśni. Nie ma w tym nic zaskakującego – często jest tak (i sądzę, że tak powinno być), że to one są pierwszymi utworami literackimi, z którymi styka się dziecko, także gdy to dziecko jest przyszłym pisarzem albo poetą. To właśnie baśń, legenda i mit sprawiają, że literatura, będąc w swej funkcji mimetycznej czymś mniejszym niż życie, staje się od niego czymś większym. Są oczywiście epoki, w których ten wpływ zarysowuje się mocniej. W pewnej mierze można je przypisać do tzw. epok dionizyjskich. I choć nie możemy wydać zdecydowanego sądu o czasach, w których sami żyjemy, to widzimy, że negując i ośmieszając schematy baśniowe, pozostajemy pod ich urokiem tak samo jak nasi przodkowie. Negacja i ośmieszenie nie są też zjawiskiem wyłącznie destrukcyjnym, może przyczynić się do stworzenia nowej jakości, czy przynajmniej nowej interpretacji, która stanie się częścią – jeśli nie zabrzmi to zbyt patetycznie – baśni naszych dni.